Przed napisaniem kilku słów o danym trunku, sięgam po recenzje innych ludzi, którzy w sieci chwalą się smakami lub ich brakiem. Przyzwyczajona do tańszych drinków Bartexu, zdecydowałam się na nieco droższych przedstawicieli w miniony weekend. Sobieskie Impress miał mnie uwieść na dwa kolory – czerwony i fioletowy. Ale zacznijmy od pierwszego z nich.
Sobieski Blackcurrant Impress Drink, czyli po polskiemu drink o smaku czarnej porzeczki, smakował mi nieco mniej od Sobieski Cranberry Impress, ale był o niebo lepszy od tańszych zamienników. Drink rzeczywiście należy pić mocno schłodzony, wtedy smak jest znacznie lepszy – tak mocno, że powędrował na chwilę do zamrażalnika, by się nieco przymrozić.
Wódka w tym drinku jest bardziej wyczuwalna, co jest niewątpliwym plusem, bo dzięki niemu rzeczywiście możemy się rozleniwić i rozluźnić na początku imprezy. Pasuje mi do lata – nie wiem, czemu piję go akurat o tej porze roku, ale może to z tęsknoty za słońcem, które pojawia się tylko na chwilę?
Niemniej jednak kolor ma cudowny i łatwo może pomylić się z bezalkoholowym, gazowanym soczkiem. Jest dobry na początek, ale i na całe przyjęcie, jeżeli ktoś stroni od alkoholu na dłuższą metę. Polecam bardziej niż wódkę od wspomnianego wcześniej producenta – stety, niestety.