Siadasz. Zapadasz się w fotelu. Nogi rozwalasz w rozkrok. Chrząkasz. Przez ramię spluwasz. Drapiesz się… na pewno nie po brzuchu. Wyciągasz ręce przed siebie i z głośnym sykiem otwierasz butelkę. Bierzesz pierwszego łyka. Przymykasz oczy. Z przeciągłym beknięciem mówisz do siebie: „To jest, kurwa, piwo”.
Brackie Imperial IPA to nie piwo dla mięczaków. To piwo dla kozaków, którym nie obce jest Sarmackie czy MegaWatt. Dla tych, którzy czując spirytus, nie wzdrygają się jak zakonnica na widok penisa.
Piwo męskie i prymitywne. Dedykowane wszystkim tym, którzy lubią, jak im alkohol rypie banię. Którzy lubią, jak chmiel uderza w nos zapachem i potem wypala gardło swą goryczką. Dla tych, którzy biorą haust mocnego alkoholu i płuczą nim gardło, gulgocząc z aprobatą.
Brackie Imperial to piwo samo w sobie pierwotne, chmielowe z wyczuwalnym spirorem. To nie perfumy, które gładko przechodzą przez przełyk. Jeden łyk rozpoczyna destrukcyjną wędrówkę anatomiczną niby rozgrzana lawa, by ostatecznie spocząć w żołądku, wypalając go doszczętnie.
Po tym piwie każde pierdnięcie wypala włosy w rowie, a oddech powoduje omdlenia nie tylko u dziewic.
Ale to nie wszystko. Dzięki dużej zawartości alkoholu (8,5%), krew zaczyna szybciej ci krążyć w żyłach, a endorfiny łupią w czachę. Gdy jesteś w tym stanie, naprawdę każda potwora ma w tobie adoratora.
Zanim wypijesz więcej niż jeden łyk, upewnij się, że masz kolegów, którzy w odpowiednim momencie cię przystopują, gdy przyjdą ci jakieś homoseksualne amory do głowy, lub którzy zgarną cię z barowej lady i odprowadzą do domu, jak już wymiękniesz ostatecznie.
Pamiętaj, że to piwo jest tak nieobliczalne, jak nieobliczalna jest baba z okresem, której skończyła się czekolada.
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.